Podczas jednej z pierwszych moich sesji z wire-wrapping spod moich palców wyszło takie coś.
Nie miałam jak wykorzystać pękniętego koralika (pękł dokładnie przy otworku), więc zaplotłam go w drucik 0,2. Nie jest jednym z moich bardziej udanych pod względem technicznym prac, niemniej jednak ma ciekawy kształt. Być może wykonam za jakiś czas podobny, choć niekoniecznie z czarnego koralika (za dużo czarnych ostatnio).
Żółknące nieśmiało liście. Pajęczyny "porośnięte" kroplami deszczu i poranny chłód.
Czyli to, co tygryski lubią najbardziej!
Na osłodę wstawiam zdjęcia ciastek (przepis w poprzednim poście).
Wyszły niespodziewanie udanie, pomimo tego, że zapomniałam dodać cukru :) . Miały taki krakersowaty smak (może dlatego, że dałam po 25 dag mąki zamiast20?). Po polukrowaniu stwierdziłam, że jak dla mnie z tym cukrem byłyby za słodkie - a tak: idealne. :)
Dziękuję za obserwowanie!
OdpowiedzUsuńCiasteczka są cudne, ależ mam teraz ochotę na coś słodkiego!
A jak na pierwsze kroki z tą techniką, to całkiem nieźle. Każdy następny będzie lepszy
!
Świetne wykorzystanie uszkodzonego koralika, nazwa wisiorek bogini Wikingów też fajnie pasuje, byle tak dalej w wire-wrapping,uściskuję, Żania
OdpowiedzUsuń